niedziela, 17 lutego 2013

Mike - a love story part 2


Czasami mam tak, że muszę zrobić coś kreatywnego. W tym okresie zaprzyjaźniłam się z K4 (moje najlepsze koleżanki mają imiona zaczynające się od K...). Robiła wtedy kalendarz adwentowy dla swojego chłopaka. Ja chyba dorastałam w jakimś dziwnym miejscu, bo o istnieniu kalendarzy adwentowych dowiedziałam się w wieku 22 lat. Strasznie spodobał mi się ten pomysł. Jak się tylko dowiedziałam o tym, to upiekłam pierniczki, jeden na każdy dzień adwentu dla moich współlokatorek, które mnie o istnieniu takich kalendarzy poinformowały. Następnego roku zrobiłam jeden dla S. Potem miałam przerwę. Wtedy w listopadzie chodząc z K4 do rożnych sklepów plastycznych zapragnęłam też coś takiego zrobić. W związku, z tym, że z B. było już nieaktualne, stwierdziłam, że zrobię sama sobie, a co! Napisałam o tym Mike'owi,
Ja: W tym roku zrobię sobie kalendarz adwentowy.
Mike: Jak nie masz komu zrobić, ja mogę się poświecić i możesz mi zrobić.
Ja: To jest wyzwanie, bo nie znam Cie za dobrze. W sumie lubię wyzwania, ale musisz mi napisać coś więcej o sobie.
Mike: Napiszę później, bo teraz jestem zajęty.
Zaczęłam myśleć i doszłam do wniosku, że wiem o nim całkiem dużo. Wiem, jakiej muzyki słucha, że jeździ dużo na rowerze i ma zamiar w tym roku przejechać Alpy, że uczy się szwedzkiego, że zawsze chciał mieć rodzeństwo, że lubi czytać i marzy o zwiedzaniu Korei Północnej.
Potem wyjeżdżałam, wiec wiedziałam, że będę w pociągu dość długo i będę miała czas coś pomyśleć o tym kalendarzu.
Mike: Napisze Ci jutro, bo teraz ogladam film o zombi.
Ja: Wiesz, pojutrze wyjeżdżam, wiec będę miała czas coś wymyślić, więc jak mi nic nie napiszesz, to zrobię Ci kalendarz adwentowy o tematyce zombi.
Mike: Podoba mi się pomysł, nigdy nie miałem takiego kalendarza.
Ja: Zobaczymy jak będzie...
Napisał następnego dnia. Opisał siebie po szwedzku. Nic, co mogłabym wykorzystać w kalendarzu, ale dowiedziałam się, ile dokładnie ma lat.
Dotarłam na miejsce i dostałam wiadomość.
Mike: Stwierdziłem, ze jak Ty mi robisz kalendarz adwentowy, to ja też zrobię dla Ciebie.
I coś dziwnego się ze mną stało (drugi raz - pierwszy to był, jak się zapytał, co czytam). Było to, coś czego ja się zupełnie nie spodziewałam. Nawet przez głowę mi nie przeszło, że on by dla mnie coś przygotował. Nigdy wcześniej nie miałam kalendarza adwentowego. Przy okazji napisał mu, ze prawdopodobnie w drodze do domu na święta zatrzymam się na weekend w Niemczech, to po drodze, uwielbiam jarmarki świąteczne, a podroż będzie też mniej mecząca na dwa razy.
Mike: To może spotkamy się wtedy?
Ja: Czemu nie. Gdzie?
Mike: Może w Norymberdze?
Ja: Wiec widzimy się 22 grudnia w Norymberdze.
Ustaliliśmy datę spotkania 1.5 miesiąca wprzód. To było dość nierealne, nie wiedziałam, co mam, co mam, o tym myśleć.
Dalej pisaliśmy ze sobą codziennie, kilka razy dziennie. W grudniu przeszliśmy z maili na komunikator. Rozmawialiśmy ze sobą praktycznie cały czas. W tych rozmowach okazało się, że lubimy podobne rzeczy, mamy podobne poglądy. A święta się zbliżały...
cdn.

niedziela, 10 lutego 2013

Mike - a love story part 1

Tak ma na imię. Nie będę tego ukrywała, bo po co? K. nazywa go Michał.
Poznałam go w maju, na konferencji, dla odmiany, w Marsylii. Nie rozmawialiśmy bardzo dużo. W przedostatni dzień  wybraliśmy się nad morze, trzeba było iść po stromych skałach. Ja oczywiści w butach na obcasach i spódnicy. Wieczorem była impreza, jak to bywa na konferencjach. Siedziałam przy tym samym stoliku, co on. Wcześniej z nim nie rozmawiałam. Większość osób tam, to byli faceci, rozmowa zeszła na piłkę nożną, tym bardziej, że było to przed Euro. Zrobiłam na nim niesamowite wrażenie wtedy.
Mike: A wiesz, co to jest spalony?
Ja: Wiem.
Mike: To możesz udowodnić i mi wytłumaczyć?
Ja: Są dwa rodzaje spalonego, aktywny i pasywny
Mike: Wiesz, że istnieje pasywny spalony? Już nic nie musisz mówić.
Rozmawialiśmy jeszcze chwile, a potem poszłam na spacer z kimś innym, nie byłam zainteresowana flirtem, ani niczym takim, bo byłam z S.
Następnego dnia, miałam trochę kaca i postanowiłam nie iść na ostatnią prezentację po lunchu. Usiadłam przy tym samym stoliku, co on. Rozmawialiśmy sami jakieś 2h. Powiedziałam mu o S. (zawsze staram się wspomnieć, że jestem zajęta, żeby wszystko było jasne od początku). Rozmawialiśmy o muzyce i powiedziałam, że mu wyślę jeden utwór.
Wróciłam do domu, kilka dni później wysłałam mu maila. Pisaliśmy do siebie tak z częstotliwością jeden mail na tydzień. Maile były niewinne, byliśmy normalnymi znajomymi, S. wiedział, że z nim piszę. Nic nie miałam do ukrycia.
Przyszedł lipiec związek z S. się rozpadł. W sierpniu chodziłam na jakieś imprezy, poznawałam mnóstwo ludzi. U mnie w pracy są prawie sami faceci. Z Mike'iem dalej pisaliśmy z taką częstotliwością raz na tydzień, raz na dwa tygodnie, nie częściej. W pewnym momencie wtedy w sierpniu przeszło mi przez głowę, że jedyny mężczyzna, którego chciałabym lepiej poznać, który choć trochę mnie zaintrygował, mieszka 1400 km ode mnie i myśli, że jestem w stałym związku (nie rozmawialiśmy na takie tematy, więc nie pisałam mu o zerwaniu). Zdałam sobie sprawę, jak irracjonalna była ta myśl i do tego nie wracałam.
W sierpniu poznałam też tego, którego imienia nie wymieniłam tutaj, albo żeby było łatwiej Wam to czytać nazwijmy go B. Mike przestał do mnie pisać, czego nawet nie zauważyłam.
Jak wiecie, B. zawrócił mi w głowie, przyjechał do mnie we wrześniu. Mike napisał do mnie w połowie września, że nie pisał wcześniej, bo o mnie zapomniał. Ja nie odpisałam, bo byłam zajęta myśleniem o B.
Wiecie też, że B. powoli przestawał do mnie pisać. Ja czekałam na jego maile. W połowie października odpisałam Mike'owi: "nie pisałam, bo nie miałam czasu, nie zapomniałam". Odpisał następnego dnia. Odpisałam następnego dnia. On odpisał tego samego dnia. Wtedy zrozumiałam, że nie chcę czekać na maile od B. Zrozumiałam, że są mężczyźni, którzy nie będą kazali mi czekać. W listopadzie napisałam B., że to koniec. Odpisał od razu. Pierwszy raz mu się to zdarzyło. Za późno. Za długo czekałam. Uważam, że był fajnym facetem, ale trochę zbyt zajętym, mającym inne priorytety niż ja.
Niczego nie oczekiwałam od Mike'a. Po prostu świetnie się nam pisało. Pisaliśmy maile codziennie, kilka razy dziennie czasami. O cokolwiek go zapytałam, odpowiadał. Jeśli wysyłałam mu jakąś piosenkę, to ją komentował. W pewnym momencie zapytał "a tak w ogóle, co teraz czytasz?", zaczęliśmy rozmawiać o książkach. W bardzo delikatny sposób (ale jasny) wyjaśniłam mu, że jestem sama.
Tylko, że on mieszka 1400 km stąd. Był środek listopada...
cdn.