niedziela, 29 kwietnia 2012


28.04.2012
Jestem w pociągu. Jadę do Szkocji. Spędziłam wczoraj bardzo miły wieczór. Moi znajomi z Londynu zabrali mnie w ramach urodzin do restauracji, gdzie serwują bezglutenowe posiłki. Bezglutenowy chleb, bezglutenową pizzę, bezglutenowe tiramisu. Pierwsze dwa były świetne. Tiramisu niespecjalne. Nie chwaląc się potrafię zrobić lepsze. Potem zostałam u kolegi M. Ktoś się, kiedyś zdziwił, że mojemu S. to w ogóle nie przeszkadza. A niby czemu miałoby to przeszkadzać? M. i B. (u którego zostaję jutro, poza tym mieszkałam u niego przez wakacje dwa i trzy lata temu) to są moi bardzo dobrzy zanajomi, pokusiłabym się o stwierdzenie przyjaciele (na pewno jeśli chodzi o B.), S. ich zna. Nie widzi w tym nic dziwnego, że jak ich odwiedzam, to zostaję u nich na noc. Mam osobne łóżko zawsze, często osobny pokój. On wie, że to przyjaźń. Tak naprawdę, jak wyjeżdżam to nie pytam się, czy mogę, po prostu informuję, u kogo zostaję. Nie jest to nigdy tajemnicą. Nie potrzebuję takze jego pozwolenia. Jesteśmy niezależni w związku. Bardzo mi to odpowiada, jemu zresztą też.
Nie o tym jednak chciałam pisać. Przeczytałam kolejną książkę. M. tak na mnie działa, że po prostu zaczynam czytać i nie mogę przestać. Dziś rano podrzucił mi książkę, przed lunchem skończyłam. "Kucharz" M. Sutera. Łatwa książka szwajcarskiego pisarza. Językowo albo słaba, albo złe tłumaczenie. Niezbyt głębokie wątki. Trochę akcji. Dużo kuchni. Tzw. książka urlopowa. Skopiowałam tylko przepisy na afrodyzjaki :)

czwartek, 19 kwietnia 2012

na górę naczyń

Luksusem mieszania samemu jest to, że jak się nie ma ochoty zmywać przez tydzień, to nie trzeba :) I naczyń wystarczy, i nikt się nie skarży, że bałagan. Jutro pozmywam. Obiecuję. Pracuję dzisiaj w domu, bo stwierdziłam, że tak mi będzie wygodniej i wiem, że jakbym się za to zabrała, to zaraz bym pomyślała, że jeszcze to trzeba posprzątać, jeszcze tamto i nie wróciłabym do pracy. Jutro. 
Jestem wyczerpana nadal, nie wiem od czego. Doszło do tego, że opuściłam wczorajszą imprezę o 21.30 (pomyślałam, że wolę się wyspać niż spędzić miło czas ze znajomymi - starzeję się). Zrezygnowałam z jutrzejszej imprezy, bo byłam dzisiaj w ciągu dnia nieprzytomna i jak sobie pomyślałam, że jeszcze dzisiaj praca, jutro praca, wieczór chcę mieć dla siebie. Zrelaksować się, albo pozmywać i może trochę popracować ;) 
W żadnym wypadku nie jestem typem pracoholiczki. Cieszę się z wakacji, planuję urlop z sześciomiesięcznym wyprzedzeniem, wychodzę z pracy często jako pierwsza. Teraz mam natchnienie. I to natchnienie przychodzi wieczorami. (Teraz akurat robię sobie przerwę zaraz wracam do pracy). Chcę je wykorzystać, bo wiem, że mnie opuści niedługo, a przy badaniach naukowych w mojej dziedzinie natchnienie jest niezbędne. Bez niego mogę się skupić co najwyżej na moich studentach (ale nie wiem, czy to dla nich bezpieczne).
Robienie badań naukowych jest bardzo specyficzne. Trzeba mieć dobrą intuicję. Nie wiem, czy ją mam. Przez dwa ostatnie tygodnie próbowałam coś udowodnić. Przedwczoraj wydawało mi się, że nawet się udało. Pochwaliłam się szefowi, a dzisiaj przepisując znalazłam błąd (po prostu zapomniałam pewnej 2), który próbowałam bezskutecznie naprawić. Przed chwilą spróbowałam udowodnić, że to co próbowałam wykazać jest niemożliwe, udało się. Więc całe dwa tygodnie spędziłam na próbowaniu niemożliwego. Tak bez intuicji można bez końca. Pytanie: skąd mam wiedzieć kiedy przestać? Kiedy zacząć udowadniać odwrotność?
Czas wracać do pracy, może uda się położyć przed północą. Może.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Marnowanie czasu

Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Wróciłam z wakacji, powinnam być wypoczęta i szczęśliwa. Tymczasem nie potrafię się zmotywować i marnuję cenny czas. Czy ja potrafię ciężko pracować? Wróciłam w sobotę wieczorem, ale zostałam u S. W domu byłam w niedzielę około południa. Miałam pracować, zamiast tego dokończyłam układanie puzzli. W sumie skończyłam układać pytania na test dla moich studentów na jutro (24 pytania, bo egzamin jest ustny, więc pytania muszą być różne), ale moje badania naukowe nie posuwają się ani o milimetr. Miałam kilka pomysłów, przebłysków, ale jak to napisałam nic z tego nie wynikło. Wczoraj w pracy trochę posiedziałam, potem miałam wykład. Wróciłam do domu, przywiozłam kanapę :) Tak! Mam kanapę w salonie. Kupiłam używaną, ale wygląda jak nowa. Rozkładany narożnik. Także jest trzecie łóżko (tzn. czwarte licząc dmuchany materac). Wieczorem do 23 sprawdzałam zadania domowe studentów siedząc w salonie na nowej kanapie. Dziś rano zajęcia, potem miałam zająć się moją pracą, a marnowałam czas. W końcu stwierdziłam, że przyjdę do domu, zjem coś i popracuję w domu, ale sklep mi zamknęli (do połowy maja), nie chciało mi się szukać innego, więc jestem bez obiadu. Na śniadanie coś wymyślę. Jutro długi dzień. Czas spotkać się też z szefem, ale nie zrobiłam dużo. Próbuję, wytrzymuję 5 minut nad kartkę. W każdej wolnej chwili myślę, mam pomysł, siadam nad kartką i nie działa... Tak w kółko. 
Teraz prysznic i posiedzę w łóżku nad tym. Chciałabym się spotkać z szefem jutro, albo w czwartek.  Nie będzie go w przyszłym tygodniu, a potem mnie nie będzie. Motywacjo i kreatywność, przybądźcie!

wtorek, 10 kwietnia 2012

na nowe przepisy

W moim "zeszycie" (jest to po prostu plik na komputerze) mam 222 przepisy wypróbowane. Do tego 375, które koniecznie muszę spróbować zrobić... Uwielbiam nowe przepisy. Na Święta zrobiłam te jajka po hindusku. Niestety tak szybko zostały zjedzone, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia :) Przepis poniżej. Poza tym po raz pierwszy zrobiłam bigos i mi wyszedł :) Resztki dzisiaj na kolację. Zrobiłam wieprzowinę w coli. (Po prostu marynuje się kawałek mięsa przez 24h w 2 szkl. coli i 0.5 szkl. brązowego cukru, potem podsmaża i piecze w piekarniku). A na deser sernik czekoladowy z tutejszego świeżego sera (roztopioną czekoladę dodaję do masy serowej i piekę normalnie) oraz mazurek - kruche ciasto (bezglutenowe), warstwa kajmakowa, domowy dżem truskawkowy i ozdoby z marcepanu. S. się bawił marcepanem :)
Już dawno przeczytałam Catch 22 Hellera, ale nie zdążyłam skomentować. Szósta książka w tym roku. Powieść. Podobała mi się, chociaż czytało się ją bardzo powoli. Czytałam ją ponad miesiąc. Na początku mi się nie podobała, ale pod koniec już tak :) Kojarzy mi się z koleżanką, M. Już się nie mogę doczekać kiedy ją zobaczę. 
Koleżanka z gimnazjum jest w ciąży. Co w naszym wieku nie jest niczym szokującym, dziwnym. Trochę przerażające jest to, że to planowane dziecko. Dwa lata temu wzięła ślub, teraz jest w ciąży, ma pracę. Tak myślę, że ja wcale nie jestem gotowa na ślub, czy dziecko.
K. wychodzi za mąż 14 lipca, już o tym wspominałam. 
Tyle rzeczy do zrobienia, tak mało czasu... 
Chciałam odpocząć przez święta, ale jak? Do piątku wracałam do domu po 21. Coś gotowałam, przygotowywałam, spałam po 6h dziennie (ja naprawdę potrzebuję 8h snu, więc dla mnie to było ekstremalne). W sobotę cały dzień w kuchni. Wieczorem do kościoła. W niedzielę po kościele byliśmy u znajomej z Polski na branchu (=breakfast+lunch), wróciłam do domu o 16 i padłam. Spałam do 19. Potem kolacja, film. W poniedziałek rano wpadliśmy na pomysł zaproszenia znajomych na lunch (oczywiście przygotowałam za dużo jedzenia...). Także też nie odpoczęłam, po jedzeniu poszliśmy na długi spacer. (Pogoda była śliczna! Jakieś 20 stopni, słońce). A dziś wtorek i do pracy. Zwlekłam się na 11. Posiedziałam trochę, wróciłam do domu. Zaraz zabieram się do skończenia kilku rzeczy, jak to skończę dzisiaj, to nie muszę iść jutro do biura. W czwartek jedziemy do Arles. Tak bym chciała prawdziwy urlop :)
Czas do pracy!
A przepis tu:

Jajka po hindusku

Składniki:
  • Jajka ugotowane na twardo 
  • Imbir 
  • Czosnek 
  • Cebula 
  • Puszka pomidorów 
  • Słodka papryka w proszku 
  • Liście laurowe 
  • Sól 
  • Ziarna kardamonu 
  • Laski cynamonu 
  • Garam masala 
  • W przepisie była jeszcze kolendra (suszona lub świeża) i ziarna kminku, ale pominęłam. 
Sposób przygotowania:
  • Jajka obieramy i podsmażamy na oleju (nie oliwie) na złoto. Lekko nacinamy każde jajko, żeby potem sos wsiąkł. Odkładamy. 
  • Na tym samym oleju podsmażamy chwilę cynamon, liście laurowe, kardamon, słodką paprykę. 
  • Dodajemy pokrojoną cebulę, zmiażdżony czosnek i starty imbir, smażymy do uzyskania do złotego koloru. 
  • Dodajemy sól, garam masala (1-2 łyżeczki), pomidory. Gotujemy na małym ogniu, aż olej będzie wypływał na wierzch. 
  • Dodajemy jajka. Próbujemy czy wystarczająco słone. Gotujemy chwilę.
Zdjęcia bigosu i ciast i koszyczka (serwetkę zrobiłam z firanki i tak była za długa...) :)





piątek, 6 kwietnia 2012

na pracę

Jestem teraz w pracy. Jest 12:30, wiec instytut pusty. Wszyscy jedzą, potem pija kawę i tak przez 1,5-2h. Byl przed chwila kolega zapytać się, czy idę na kawę, pozniej. Miałam ciezki okres w pracy. Nie mogłam nic wymyslic, wiec teraz muszę nadrobić. Poza tym dzis Wielki Piatek, pójdę wieczorem do kosciola, prosto z pracy po drodze robiąc ostatnie swiateczne zakupy (chociaż nie ostatnie, bo jutro rano na targ po dobry ser), więc będę w domu pewnie kolo 22. Jakbym teraz zjadła mój lunch, to umarłabym z głodu pozniej ;) Wybieram się do sklepu hinduskiego po przyprawy. Na Swieta chcę zaserwować jajka po Hindusku. Dodam przepis, jak mi wyjda :)
Mam cudowny plan spędzenia jutro całego dnia w kuchni gotując :) Wczoraj barwiłam pisanki naturalnymi barwnikami :D uzylam kapusty czerwonej i buraczków (dokładny "przepis" stad http://pozytywnakuchnia.pl/naturalne-barwniki-do-pisanek/). Niebieskie wyszły bardzo ladne, dodam zdjęcia. Te z buraczków wcale mi nie wyszły. Jajka popękaly, nie zabarwiły się, chociaż zostawiam na cala noc. Coz :) Dzis będziemy wspólnie z S. probowac je ozdabiac. Próbuję pokazać mu polskie zwyczaje. Swieta tutaj. Nie pierwsze Swieta poza domem (tak naprawdę rzadko jestem na Wielkanoc w domu). Pierwsze tutaj. Na szczęście poznałam P. w autobusie do Polski i ona organizuje male śniadanie wielkanocne. Ja się zapisałam na robienie ciast. Spróbuję zrobić mazurek kajmakowy (z kajmakiem nie z puszki, ale z gotowanego mleka) i sernik czekoladowy z tutejszego sera. Nie mam pojęcia jak to wyjdzie. Zdam relację pozniej. Wieczorem spróbuję wyczarować jakiś koszyczek. Nie mam jeszcze koncepcji skad wziac pojemniczki na sol, maslo, ale mam baranka z cukru!
Tymczasem pora wracać do pracy!
PS. Nie mam polskiej klawiatury tutaj, dlatego ogonki czasem sa, a czasem ich nie ma.