niedziela, 5 sierpnia 2012

O miłości słów kilka

K. napisała mi dzisiaj smsa z pytaniem czym różni się miłość od przywiązania. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co odpisać. Nie wiem. Napisałam, że nie wiem. Odpisała mi opisując przywiązanie, domagając się ode mnie opisania miłości. 
To nie jest tak, że dla każdego człowieka, to coś innego? Że miłość ewoluuje, zmienia się, może przybrać formę przywiązania? 
Odpisałam, że może wtedy, to miłość, jak chcesz tej osobie mówić "kocham" (na początku myślałam, żeby powiedzieć, że mówiąc "kocham" czujesz, że nie kłamiesz - ale to co innego), kiedy będąc w ramionach tej osoby, czujesz, że nie potrzebujesz nic więcej, kiedy jak jest problem w związku chcesz go rozwiązać, a nie zapomnieć o nim. Nie wiem, jak odróżnić miłość od przywiązania.
Mi było dobrze z S., po prostu dobrze. Przestaliśmy sobie mówić, że się kochamy, jakiś rok temu. I co z tego? Nie było mi z tym źle. Czułam się bezpiecznie. Dbałam o ten związek, byłam bardzo (jak na mnie) skłonna do kompromisów. Starałam się zawsze znajdować rozwiązania dobre dla nas obojga. Nie robiłam nic kosztem siebie, ale uważałam, żeby go nie zranić. Gotowałam mu jego ulubione potrawy, myślałam o nim dużo. Starałam się zawsze rozmawiać, jak coś było źle. Skończyło się i nie rozpaczam. Płakałam trzy dni i przestałam. Byliśmy razem ponad dwa lata (28 miesięcy). 
Nigdy nie byłam w nim zakochana. Nie robiłam szalonych rzeczy z miłości, nie stresowałam się przed spotkaniami, nie spędzałam godzin w łazience. Po prostu tak wyszło. Może mogłabym z nim spędzić resztę życia. Może. Miał wiele wad. Nie dawał mi poczucia, że zawsze mogę na niego liczyć. Nigdy się mną nie opiekował, nawet jak byłam chora. Zawsze musiałam radzić sobie sama. Wypominał mi, że czasami proszę go o pomoc w "męskich" sprawach (zamontowanie prysznica, naprawienie lampy, przenoszenie ciężkich rzeczy). Nie przepuszczał mnie w drzwiach. Potrzebował bardzo dużo czasu dla siebie. Przyzwyczaiłam się. Nauczyłam się radzić sobie z tym wszystkim. Miał bardzo dużo zalet. Był dobrze zorganizowany. Słuchał. Wiem, że nigdy nie zdradziłby mnie. Nie był zazdrosny. W czasie kłótni nigdy nie mówił podniesionym głosem, pomyślał zawsze trzy razy zanim coś powiedział (nawet, jak był bardzo zły). Jest dobrym człowiekiem.
Nie wiem, czego chcę. Nie wiem, czy mogę być sama. Wiem, że nie chcę być zakochana. Nie lubię być zakochana. Nie wiem, czy chciałabym iść na randkę (ostatnim razem to było chyba 5 lat temu...) 
Zakochana byłam w życiu kilka razy. Raz tak mocno, że reszta świata nie istniała. To było silniejsze ode mnie. Zrobiłam tyle głupich rzeczy :) Śmiać mi się chce, że byłam taka głupia. Trwało to długo, przynajmniej 8 lat (z przerwami), od pierwszego pocałunku do ostatniego żegnam. Teraz jest co powspominać, ale nie chciałabym przeżyć czegoś takiego jeszcze raz. 
Przed S. też mówiłam, że nie chcę być zakochana i przeskoczyłam ten okres, mam nadzieję, że następnym razem też się uda. A może nie będzie następnego razu? (Nie jest w pesymistycznym nastroju, żeby nie było, ale nigdy nie wiadomo).
Jutro jadę do Niemiec. Na konferencje. Na dwa tygodnie. 

1 komentarz:

  1. Jak dla mnie to dość rażące wady... :/
    Co do miłości i przywiązania - hmmm... A to nie jest tak, że jedno wpisuje się w drugie?

    OdpowiedzUsuń