piątek, 14 września 2012

Sauve-toi!

Moje racjonalne myślenie mówi mi: daj sobie z nim spokój. Nawet nie wiesz, co on sobie myśli. Poza tym jest tak daleko. Dla niego to pewnie była wakacyjna przygoda, a ty, głupia, wyobrażasz sobie nie wiadomo co. Będzie bolało. Jego maile może są miłe, ale to trochę za mało ("trop peu pour subsister").
Z drugiej strony wydaje mi się, że gdybym dała sobie spokój, ominęłoby mnie coś wspaniałego. Boję się, że spotkałam tę właściwą osobę, ale sytuacja zepsuła wszystko. Z drugiej strony, to były tylko chwile. Może mylę się? Może to nie to? Przecież wierzę w to, że może być dużo "drugich połówek pomarańczy", że można być szczęśliwym z różnymi osobami, nie ma tego jedynego, nie ma miłości od pierwszego wejrzenia! A czuję się, jak Mistrz, kiedy spotkał Malgorzatę. Za dużo czytam. Życie to nie książka. Takie rzeczy się nie zdarzają. Muszę w to wierzyć, muszę... ("pauvre coeur un peu balourd")
Tak, nie wierze, że on mogłby się mna zaintersować na tyle, żeby chciał czegoś więcej niż kolejnego spotkania, wymienianych maili co jakiś czas. Tak, moje poczucie własnej wartości nie ma się najlepiej. Dlaczego on miałby się mną zainteresować? Ale, jak go wtedy pierwszy raz spotkałam, wtedy gdy spędzaliśmy ze sobą każdą wolna chwilę przez ten tydzień, byłam pewna siebie. Może dlatego że wtedy nie chciałam niczego? I nie wiem, jak to zmienić. Nie chcę się rozczarować. Nawet wczoraj mój szef powiedział, ze mam problemy z pewnością siebie... Jak nad tym pracować? Z jednej strony znam swoja wartość. Uważam się za osobę, która odnosi sukcesy i jest spełniona. Z drugiej strony, wiem, że pracuję na gdzieś 1/4 moich możliwości. Nie mogę uwierzyć, że to wystarcza, choć wszyscy są tego zdania... Nie wiem, skąd to się bierze.
(Słuchałam francuskiej wersji "Uciekaj, moje serce".)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz